DZIEŃ DZIECKA, CZYLI W WOLNYM TŁUMACZENIU – GALOPEM W PRZEPAŚĆ
Stosy, góry wręcz piętrzących się zabawek, całe szafy, pudła i pudełeczka przeróżnych gadżetów-bzdetów, kilka kolekcji lalek, nieskończona liczba klocków, figurek, naklejek i czego tam jeszcze dusza zapragnie. Brzmi znajomo? Pokoje naszych dzieci pękają w szwach, a od ilości zabawek można dostać zawrotu głowy. Co jakiś czas odgracamy, wytaszczamy wory pełne tego dobra, żeby upchnąć je nogą w piwnicy, albo oddać komuś kto może jeszcze nie ma wrażenia, że mieszka w sklepie z zabawkami. Resztę chowamy po szafach, pudłach i skrzyniach, żeby po wejściu do ich pokoju nie dostać oczopląsu.
Wszystko na nic. Za chwilę znowu to zabawki walają się po całym domu, wypełzają z szaf i wyłażą z pudeł, a do tego mnożą się niewiarygodnie, przy każdej wizycie babć, cioć i wujków, a najgorsze w tym wszystkim jest to, że ta stale rosnąca ich liczba nie zaspokaja zupełnie chęci posiadania i uszczęśliwia tylko pozornie i tylko na chwilę.
Sama przyznaję się bez bicia, że dorzuciłam sporo do tych stosów i niestety wciąż dorzucam. Zaspokajam pewnie w ten sposób jakieś swoje deficyty z dzieciństwa, staję na głowie, żeby im niczego nie brakowało. Tylko i w tym można się zagalopować i to zdrowo. Ja wciąż pamiętam moją JEDYNĄ Barbie i pewną wyjątkową spódniczkę, którą dla niej na szydełku zrobiła moja starsza siostra. Spódniczka była granatowa w turkusowe paseczki i dzięki temu, że przez moje błagania została wydziergana moja ukochana lalka mogła od czasu do czasu zrzucić swą butelkowo zieloną suknię balową i pomimo fryzury ala Cristal z Dynastii, poudawać, że jest zwykłą fajną babką, a nie jakąś tam sztywną księżniczką. I tu nasuwa się pytanie zasadnicze: czy moja córka zapamięta którąkolwiek ze swoich lalek. Czy będzie z senstymentem ją wspominać i rozczulać się na wspomnienie koloru jej sukienki? Czy może zagalopowaliśmy się tak bardzo, że nie zdołamy już zatrzymać się nad przepaścią?
Przemyślenia delikatnie rzecz ujmując niezbyt na miejscu, wziąwszy pod uwagę fakt, że nieubłaganie zbliża dzień dziecka i nasze miękkie serca zapewne znowu zapanują nad rozumem, żeby pozwolić się naciągnąć, jak co roku zresztą, na kolejne lalki, auta i pierdylion innych pierdół. Chociaż może jest jeszcze nadzieja. A gdyby tak zatrzymać ten destrukcyjny pęd, gwałtownie wyhamować i zamiast kolejnej tony zabawek ofiarować dzieciom naszą uwagę, nasz czas, zapewnić atrakcje nie mające materialnego kształtu. Gdyby tak zafundować im na dzień dziecka prezentowy detox po całości? Niby można, niby wszystko można, a jednak jakoś osobiście nie mam odwagi. Wbiłam sobie do głowy, że dzień dziecka powinien być jednak radosny, rozchasany po całości, z kilogramami lodów, balonikami i wymarzonymi prezentami. Dlatego przymykając oko na walające sie po katach kolekcje lalek i stosy innych dzieciowych ustroistw, nadstawiam uszu na westchnięcia zachwytów nad najfajniejszymi zabawkami i grami i po cichu planuję już kolejne prezenty i atrakcje, a odgruzowywanie terenu zostawię na tzw. następny raz.
A to moje baaaaaardzo subiektywne zestawienie propozycji prezentów dla malucha:
- Książka „Auto“
- Rowerek biegowy
- Drewniane klocki
- Samolot
- Książka „Od 1 do 10„
- Klocki Lego Duplo
- Zestaw Czu-Czu
- Drewniane Klocki
- Rowerek biegowy
I równie subiektywne propozycje prezentów dla uczniaka:
- Spódniczka tiulowa
- Lampka
- Książka „Animalium“
- Figurka Trooper
- Gra Dobble
- Czapka z daszkiem
- Bransoletki
- Spinki
- „Pamiętnik Zuzy Łobuzy“
- Figurka Dartha Vadera
Dodaj komentarz