MATKA I CÓRKA – TYLKO MY DWIE
“Jesteśmy tylko my dwie” – wyszeptała nie kryjąc zadowolenia, kiedy odprowadzałam ją niedawno do szkoły, wyjątkowo bez Młodego wczepionego we mnie niczym małpka kapucynka, czy w najlepszym wypadku wiercącego się w wózku. Korzystając z niezapowiedzianej, ale jakże pożądanej wizyty babci zostawiłam go na chwilę pod jej opieką, złapałam Młodą i zwiałyśmy czym prędzej. Rzeczywiście strasznie dawno nie wychodziłyśmy nigdzie tylko we dwie, choćby do sklepu, czy do szkoły właśnie. Młody spędza ze mną mnóstwo czasu i przez większość dnia ma mnie na wyłączność, a ona wciąż musi się mną z nim dzielić. Nie wiem jakim cudem umknęło mi to, że ona potrzebuje takiego czasu tylko ze mną. Młody już dawno wpisał się w nasz krajobraz i założyłam chyba zbyt pochopnie, że i dla niej naturalnym stał się fakt, że teraz ten małolat towarzyszy nam dosłownie wszędzie. Okazuje się, że dla niej to ciągle mały złodziej jej wyłącznego czasu z nami, ze mną, choć głośno o tym nie mówi. Mało tego, nie wiem jakim cudem umknęło mi to, że ja też przecież potrzebuję takiego czasu tylko z nią. W jakimś ślepym widzie, wiedziona instynktem, który chyba odebrał mi rozum, skupiłam się na najmłodszym ze stada, może ciut za bardzo i zapomniałam, jakie to genialne uczucie spędzać czas tylko z nią, bez rozpraszaczy wszelkiej maści. Chichrać się z jej absurdalnych żartów, słuchać jej radosnego trajkotania, trzymać ją mocno za rękę, a drugą nie szukać w panice pulchnej łapki Młodego, śmiać się z nią w głos bez obawy, że gałgan się zaraz obudzi i robić milion fantastycznych rzeczy niedozwolonych dla dzieci poniżej lat dwóch. Tylko we dwie – matka i córka.
Z nadzieją, że szkody w tej materii nie są jeszcze katastrofalne, wprowadzam plan naprawczy. Wygląda na to, że oprócz chwili oddechu dla samej siebie muszę wyszarpnąć też trochę czasu dla mnie i dla niej. I to od zaraz.
Po pierwsze przymknę oko na pranie, gary, obiad i wszystko to co trzeba niby zrobić teraz zaraz bo inaczej świat się skończy i usiądę z nią, uprzednio wcisnąwszy Młodego komuś chętnemu, kto się akurat nieopatrznie napatoczy. Usiądę z nią i pogadam. Posłucham jak szczebiocze opowiadając o tym komu pożyczyła kredki i kto przyniósł urodzinowe cukierki. I zrobimy coś razem, tylko we dwie – ciasteczka na przykład albo wielkanocnego zająca takiego jak dziś rano, kiedy Młody jakimś cudem boskim zapatrzył się na Świnkę Peppę, dając nam w prezencie całe dziesięć minut świętego spokoju. Poza tym wypada już chyba jakieś świąteczne klimaty wprowadzić, a u nas wciąż żadnych jajec jeszcze nie ma, ani zajęcy tym bardziej. Przyjrzę się przy okazji jak wyrosła, bo jakoś na co dzień mi to umyka zupełnie. Upewnię się, że wciąż jeszcze wiem co lubi najbardziej i że wciąż ją świetnie znam.
Po drugie w weekend pójdziemy zaszaleć. Czeka nas babskie popołudnie. Będziemy nadrabiać zaległości w pogaduchach, zakupach, przytulasach, kinowych nowościach i obżeraniu się popcornem. Zostawimy facetów i urwiemy się z domu, żeby pobyć ze sobą. Tylko my dwie. Tylko ja i ona. Matka i córka i już.
Dodaj komentarz