ANIOŁY I DEMONY – DLACZEGO DZIECI SĄ NIEGRZECZNE PRZY RODZICACH?
- W domu: diabeł wcielony, buntownik, z którym za nic nie sposób się dogadać.
- U cioci: aniołek, najgrzeczniejsze dziecko świata.
- W domu: grymaśnik, odmawiający zupy i współpracy.
- U babci: idealny wnusio, wciągający z apetytem cały obiad z dokładką.
- W domu: rebeliant, bałaganiarz, uparty osioł, histeryk.
- U dziadków: słodziak, grzeczniś, mały rycerz.
- W domu: “Nie chcę!” “Nie zrobię!” “Nie lubię cię!” “Nigdy w życiu!”
- U cioci: “Proszę” “Dziękuję” “Ustawię równo buciki”
Trudno się oprzeć wrażeniu, że coś jest nie tak, kiedy grzeczne, posłuszne, uśmiechnięte dziecko, na sam tylko widok rodziców, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zmienia się w rozhisteryzowanego smarkacza, z którym nie można dojść do porozumienia. Pod opieką cioci/niani/babci nie grymasi, nie biega jak opętane, chętnie się dzieli i słucha, bawi się grzecznie, sprząta po sobie zabawki, ale wystarczy tylko, że na horyzoncie zamajaczy matka lub ojciec i już zaczyna się prawdziwy cyrk na kółkach.
Raptem dzieciak traci zupełnie zdolność chodzenia za rękę. Nagle zupa robi się za słona/za kwaśna/za ciepła/za zimna. Nieoczekiwanie mały dżentelmen dostaje szału, a mała księżniczka histerii. Wszystkie „tak, oczywiście” zmieniają się na „nie, nigdy!”. Przestaje być miło i zaczyna się męka, walka, krew, pot i łzy. Ręce opadają i zaczynasz podejrzewać, że albo ciocie i babcie kłamią perfidnie, albo twoje dziecko ma rozdwojenie jaźni i Tobie trafia się zawsze to najgorsze, demoniczne wcielenie. Brzmi znajomo?
DLACZEGO DZIECI SĄ NIEGRZECZNE PRZY RODZICACH?
Istnieje teoria, że to – UWAGA – zupełnie normalne. Mało tego, to ponoć nawet dobry znak, dowód na to, że rodzic się sprawdza w swojej roli, choć wrażenie można mieć zgoła odmienne. Zwolennicy tej teorii twierdzą, że dziecko czuje się przy rodzicach pewnie i bezpiecznie, dlatego uwalnia skumulowane, schowane pod powierzchnią emocje. Na wierzch wyłażą więc wszystkie frustracje, tęsknoty i żale. Czyli, teoretycznie, im bardziej moje dziecko jest nieznośne w mojej obecności, tym bardziej powinnam sobie gratulować rodzicielskich sukcesów. Jakoś nie bardzo, przyznam szczerze, to do mnie przemawia.
Na podstawie analizy miliona podobnych akcji w wykonaniu mego osobistego Dr Jekylla i Mr Hyda’a w jednym skłaniam się bardziej do tego, że najzwyczajniej w świecie:
POZWALA SIĘ IM NA WIĘCEJ
Nie jest tajemnicą, że dziadkowie rozpieszczają wnuki. Spełniają ich wszystkie prośby i zachcianki. Ciociom i wujkom też brakuje odporności na spaniele spojrzenia naszych pociech i ich błagalne minki. Skoro mały człowiek wszystko co tylko zechce dostaje ot tak na srebrnej tacy to przeciwko czemu ma się niby buntować? Proste.
MNIEJ SIĘ OD NICH WYMAGA, ALBO NAWET WCALE
Wiadomo z rodzicami nie ma lekko. Ledwo dzieciak dotrze do domu zmordowany po przedszkolu, albo placu zabaw, a starzy już od progu gonią do obowiązków. Sprzątać, składać, odkładać na miejsce, zęby szorować, klocki zbierać, kolację zjadać, kąpać się kiedy akurat najfajniejsza z fajnych bajek leci w tv. Normalnie mały człowiek nie wie w co ręce włożyć, nic więc dziwnego, że zaczyna wojować. A skoro u cioci można do woli leżeć i zbijać bąki, skoro babcia sama zbierze brudne talarze, albo przymknie oko na nie wyszorowaną paszczę, to jak myślicie jest o co kruszyć kopię? Nie sądzę.
I wreszcie:
CAŁA UWAGA SKUPIONA JEST NA NICH
Być może w idealnym świecie dzieci są w centrum uwagi rodziców permanentnie. Nie żyjemy jednak w świecie idealnym, za to w takim, w którym trzeba pracować, płacić rachunki, robić zakupy, gotować, prać i sprzątać, walczyć o związek, dbać o psa, kota i siebie. Nie mamy szans wypełniając wszystkie nasze powinności poświęcić naszym dzieciom przez cały dzień tyle samo uwagi i zainteresowania ile babcia, która przyjeżdża „na chwilę” specjalnie po to by zająć się wnukiem. Nasze dzieci nie muszą walczyć o uwagę babci, czy cioci.
Kiedy jednak do domu wracają styrani starzy, którzy po fajrancie w korpo i przytarganiu połowy warzywniaka jakoś dziwnie nie mają już sił ani ochoty na planszówki, berka ani haratanie w gałę zaczyna się batalia o ich uwagę. Dzieciak wytacza najcięższe działa. Zrzuca przyciasne wdzianko grzeczności i rozpala fajerwerki emocji.
Trudno nie załamać rąk słuchając, że przy innych twoje dziecko to anioł w czystej postaci i konfrontować to z obrażonym, krnąbrnym, rozdartym kilkulatkiem. Ciężko zachować spokój, nie dać się sprowokować, złamać, nie odpuścić i trwać w konsekwencji, a współczesny multitasking rodziców na pewno w tym nie pomaga. Ale trzeba, choć to wyjątkowo ciężki mecz.
Dziecko nie jest przecież złośliwym potworem, który za wszelką cenę chce Cię upokorzyć przed teściową. Niemożliwe, żeby czerpało przyjemność z robienia Ci przykrości. Te wkurzające popisy, nieznośne jęki i stawanie okoniem to jawny dowód, że walczy.
WALCZY O CIEBIE
Dlatego sorry Gregory nie ważne ile masz na głowie, nie ważne ile masz do zrobienia, po prostu znajdź czas, żeby mu patrzeć w oczy i wysłuchać tego co chce Ci powiedzieć. Odklej się od telewizora, komputera, telefonu, garów, pralki, wiadomości ze świata, posadź dupę na dywanie i bądź. Tu i teraz. Z nim, a nie obok niego.
Tyle w temacie.
Nie sprzątam.
Wyłączam telefon.
Idę być.
Dodaj komentarz