SAŁATKA Z FIGAMI NA POCIESZENIE
Czasami choćbyśmy nawet stawali na głowie, na rzęsach i na czym tam jeszcze chcecie, nadchodzi dzień, w którym nic nie idzie jak trzeba.
Nie tylko nie idzie jak trzeba, wszystko się wręcz sypie i czego się dotkniemy zaraz jest spartaczone. Żeby nie popaść w paranoję, albo w jakieś frustracje totalne zakładam po prostu, że takie dni występują w przyrodzie. Jakimś kosmicznym zrządzeniem losu pada na kogoś i już biedaczyna choćby nie wiem co robił ma pozamiatane. Wierzę, że takie dni miewają wszyscy – i perfekcyjne i mniej perfekcyjne kury domowe, i zgrabne dwudziestolatki i tłustawe czterdziestki i goście spod budki z piwem i prezydenci mocarstw – wszyscy. Ta wiara przynosi ulgę.
Skoro słabsze dni zdarzają się każdemu, to nie ma sensu szarpać się i rozdzierać szat. Wszak nic to nie da. Żadne „you can do it”, ani „weź się w garść” nie pomoże. Kiedy wszystko leci z rąk, sto spraw spada na głowę w jednym momencie, przypala się ciasto, giną klucze, psuje się auto, a dzieciaki jedno po drugim dostają gorączki. Wystarczy kilka takich małych kataklizmów, a już wiadomo, że ten dzień właśnie nadszedł.
To znak, że los właśnie pokazuje ci swój wredny jęzor i jednocześnie figę z makiem. Nic ci się dzisiaj nie uda. Pozostaje tylko rzucić wszystko w diabły i zeżreć tę figę. Może nie z makiem od razu, ale chociażby z kozim serem na przykład. A kiedy ta obłędna pocieszająca sałatka z figami zniknie – a zniknie gwarantuje – najlepiej nie robić już absolutnie nic, tak na wszelki wypadek. I trwać tak w tym nicnierobieniu i wierzyć, że to wystarczy by zatrzymać lawinę katastrof i dramatów. I leżeć tak bezczynnie, leżeć jak długo się da.
I tu pojawia się kolejny kłopot niestety. Przeleżeć taki dzień klęski byłoby bosko, ale w tej kwestii los już niestety nie jest wobec wszystkich tak sprawiedliwy. Hello! Przecież MATKI NIE LEŻĄ! Wbrew temu co myślą niektórzy. Matkom się to nie zdarza. Matko kochana, jeśli nie jesteś złożona krwotoczną gorączką, ani nie straciłaś przytomności lecz sama z siebie postanowiłaś odsapnąć w pozycji horyzontalnej, obawiam się, że nie potrwa to długo. Dla kilkulatka matka leżąca bezczynnie na kanapie jest zjawiskiem równie egzotycznym jak nie przymierzając stojąca na środku salonu żyrafa, skubiąca leniwie żyrandol. Kilkulatek musi natychmiast sprawdzić co to za fenomen i zanim zdążysz mrugnąć leżysz już w towarzystwie wiercącej się dzieciarni. Jedno nagle usycha z pragnienia i koniecznie-teraz-natychmiast musi się nawodnić, a drugie skacze po tobie z taką energią jakby właśnie wyżarło cały cukier z cukiernicy, albo doznało klasycznego opętania.
Wstajesz więc uwalniając się chwilowo od małego demona i idziesz napoić to śmiertelnie odwodnione dziecię, a przy okazji oczywiście zderzasz się z futryną, łamiesz paznokieć (albo i dwa) i tłuczesz swój ukochany kubek. Nic to, oby do jutra. Jutro padnie przecież na kogoś innego.
Pocieszająca sałatka z figami i kozim serem
- 3 garście rukoli
- 3 garście roszponki
- 2-3 dojrzałe figi
- ser kozi (ok 50 g)
- szynka długo dojrzewająca (u mnie szwarcwaldzka) 100g
- pestki słonecznika (łyżka)
- łyżka oliwy
- łyżeczka miodu
- łyżeczka soku z cytryny
Oliwę zmieszać z miodem i cytryną. Rukolę zmieszać z roszponką. Dodać pokruszony ser kozi, szynkę i pokrojone w ósemki figi. Na suchej patelni uprażyć pestki słonecznika. Sałatkę polać dressingiem z oliwy i miodu, delikatnie wymieszać i posypać uprażonym słonecznikiem. Cała filozofia.
***
Podoba Ci się tekst, albo zdjęcia, albo jedno i drugie? 🙂 będzie mi miło jeśli zostawisz pod nim komentarz lub udostępnisz go swoim znajomym, a jeśli chcesz być na bieżąco z tym co tutaj wyczyniam możesz polubić funpage na Facebooku albo Instagram.
Dodaj komentarz