ZMIANY NA WIOSNĘ
Już jest. Wprawdzie jeszcze odrobinę zbyt rześka o poranku i ciut za chłodna wieczorem, ale jest! Wreszcie! Znowu zielenią się krzaczki, pączkują pączki, ptaki coraz odważniej wyśpiewują swoje trele. Puchówki wepchane na dno szafy, przegląd lżejszego obuwia zaliczony, pierwsze trampki, pierwsze spacery bez czapek i szalików za nami. Wyprowadzone z piwnic rowery i hulajnogi nie pozostawiają wątpliwości. Jest wiosna!
Jak odradzająca się cyklicznie szansa na lepsze. Dodaje energii rozleniwionemu ciału, a otępione zimową szarugą dusze przepełnia jakąś przedziwną nadzieją. I zawsze, niezmienne przynosi zmiany.
Choć w tym roku z tymi zmianami w naszym życiu chyba lekko przesadziła. Zafundowała nam totalną rewolucję organizacyjno-logistyczną, dokładnie taką jakiej się spodziewałam niestety. Do tego stopnia straciłam głowę, że w tym życiowym kołowrotku pomiędzy żonglowaniem dziećmi, zakupami, a rozmowami o pracę, gdzieś pomiędzy szkołą, przedszkolem, a apteką na dodatek zapomniałam zupełnie, że za chwilę przecież już kolejne święta (sic!) Tymczasem w domu panuje delikatnie rzecz ujmując lekki chaos, delikatnie rzecz ujmując, żeby brutalnie nie nazywać rzeczy po imieniu, wiosenno-świąteczne porządki jawią się niczym abstrakcja w najczystszej postaci, podobnie zresztą jak pieczenie domowych mazurków i tradycyjne malowanie jaj.
Nie ma co ukrywać, jeszcze nie wdrożyliśmy się w ten nowy rytm. Jeszcze wszystkiego nie ogarniam. Nieswojo mi z tym, że dzieci mam już tylko przez chwilę dziennie dla siebie i póki co trudno mi sobie wyobrazić, że do tego przywyknę. Żałuję desperacko każdej chwili, kiedy, choć przez ułamek sekundy pomyślałam, że mam ich dość serdecznie. Naprawdę. Tęsknię za tamtą codziennością, tamtą normalnością pachnącą domowym ciastem i świeżo rozwieszonym praniem. Muszę chyba po prostu znaleźć w tym wszystkim jakiś balans.
Póki co zamiast zeszłorocznych kunsztownych mazurków zrobiłam najprostsze ciastka świata. Z pomocą pomysłowych stempli do ciastek nadałam im trochę świątecznego charakteru i tak się napawam własnym sprytem teraz 🙂 Widok mojej dwójki pochłaniającej te ciastka w ilościach hurtowych, kruszącej przy okazji niemiłosiernie i ten zapach banalnie prostych, ale bądź co bądź domowych wypieków trochę zagłuszył moje wyrzuty sumienia i wiecie co? Znowu, choć przez chwilę, jest tak jak dawniej.
Najprostsze kruche ciastka świata
- 1 1/2 szklanka mąki
- 1/3 szklanki cukru pudru
- 1/2 kostki masła (schłodzone)
- 1 jajko
Przesiewamy mąkę i cukier puder, dodajemy schłodzone, pokrojone w kostkę masło i jajko. Zagniatamy ciasto, zawijamy je w folię i schładzamy w lodówce przez mniej więcej pół godziny. Następnie rozwałkowujemy ciasto (niezbyt cienko), wycinamy okrągłe ciastka, rozkładany na blasze wyłożonej papierem do pieczenia i mocno wyciskamy wzory za pomocą stempli do ciastek*. Pieczemy w temp. 180 stopni (w zależności jak grubo rozwałkowaliśmy ciasto) przez 10 do 12 minut (aż się zarumienią). Studzimy na kratce.
* stemple ze świątecznymi motywami kupiłam w Empiku, ale podobne spokojnie można znaleźć w internetach.
***
Podoba Ci się tekst, albo zdjęcia, albo jedno i drugie? 🙂 będzie mi miło jeśli zostawisz pod nim komentarz lub udostępnisz go swoim znajomym, a jeśli chcesz być na bieżąco z tym co tutaj wyczyniam możesz polubić fanpage na Facebooku albo Instagram.
Dodaj komentarz