MISJA: PRZEŻYĆ PODRÓŻ Z DZIEĆMI
Rozczulają mnie wpisy popularnych blogerek modowych i innych celebrytek, które pokazują jak elegancko i z klasą przygotować się do podróży. Podpowiadają jak sprytnie rozlokować w bagażu podręcznym modną aktualnie pozycję książkową, etui na markowe okulary i flakon ukochanych perfum. Ewentualnie doradzą jak upchnąć tam jeszcze jakiś miękki szal z kaszmiru, bo wiadomo, że nie ma to jak podczas nużącego lotu wtulić się w kaszmir skropiony uprzednio owymi ukochanymi perfumami, jakiś krem dajmy na to z biomimetycznym łożyskowym czynnikiem wzrostu i skoncentrowanym jadem pszczelim, tudzież wyciągiem z jakiegoś biednego ślimaka, tak żeby dodać zmęczonej podróżą skórze energii i otulić cerę blaskiem Bóg jeden wie ilu karatowego złota. O tak! Uwielbiam to po prostu.
Już nawet widzę oczyma wyobraźni jak elegancko spakowana w luksusową walizkę, z wklepanym dokładnie w zmarszczki kremem za miliony zatapiam się w pasjonującej lekturze, pozwalając się łaskawie przetransferować jakiemuś miłemu przewoźnikowi na miejsce właściwego relaksu. Już nawet czuję miękkość tego kaszmiru i aktywne działanie wyciągu ze ślimaka i wtedy przeciągłe „Mamooooooo!” sprowadza mnie na ziemię.
Wracam do świata, który z instagramową fikcją nie ma wiele wspólnego. Do świata, który nie jest ani tak słodko pastelowy, ani tak porządnie wyprasowany. Do świata, który nie zawsze wprawdzie pachnie perfumą – czasem pachnie niestety zgoła czymś innym – za to, w którym ślimaki mogą się czuć zupełnie bezpiecznie bo nikt ich wydzielin wklepywać sobie w lico nie ma czasu, ani ochoty. Do świata, w którym przygotowanie do podróży przypomina bardziej przygotowanie się na ewentualny Armagedon niż na ekscytujące tournée. W skrócie, żeby przeżyć we względnym zdrowiu nie wystarczy zabrać ze sobą nawilżającej pomadki, pokrzepiającej lektury i wody termalnej. Trzeba zabrać pół domu i parę dodatkowych królików z kapelusza. Tak na wszelki wypadek.
A tak na serio zupełnie – jako bądź co bądź weteran (mniej lub bardziej udanych) podróży z dziećmi, dochodzę do wniosku, że jest jedna kluczowa zasada, która wprawdzie nie gwarantuje sukcesu (hello! to podróż z dziećmi – najbardziej nieprzewidywalnymi z istot) ale uprawdopodabnia go w dużej mierze. A to znaczy, że jest nadzieja!
Podróż z dziećmi – złota zasad pakowania
Zasadniczo nie ma żadnego znaczenia, czy pakujesz się w markowe walizki i śmigasz na lotnisko, czy upychasz wszystko w przepastne torbiszcza i upychasz do bagażnika. Nie ważne czy masz do ogarnięcia jedynaka, czy trzy pary bliźniaków. Najważniejsza, sztandarowa wręcz zasada pakowania kiedy masz dzieci jest zawsze taka sama. Nie ruszasz się z domu dalej niż do warzywniaka bez dobrze wyposażonego podręcznego bagażu. I wbrew skojarzeniom nie dotyczy to tylko podróży samolotem.
Bagaż podręczny to mus absolutny
Być może kiedy jesteś dwudziestoletnią singielką możesz sobie pozwolić na spontaniczny wypad za miasto uzbrojona tylko w maleńką torebusię, a w niej smartfona i błyszczyk, ale kiedy jesteś matką, zanim się obejrzysz twoja torebusia spuchnie do rozmiarów torbiszcza. Zresztą nic dziwnego. Jak niby do torebusi wepchać pampersy i mokre chusteczki? Jak zmieścić tam zapasowe gacie, soczek, grzechotkę, potem lizaki, pluszaki i transformersy? Założę się, za żadna z modowych ekspertek nie ma na to patentu.
W sumie tak sobie myślę, że każda z nas zawsze i wszędzie targa ze sobą coś na kształt bagażu podręcznego. Przed podróżą warto go przepakować, dopakować i po prostu poświęcić mu chwilę. Wysilić się odrobinę, no nie wiem posłuchać intuicji. Nie sztuką jest perfekcyjne zapakowanie auta po dach, skrupulatne złożenie każdej koszulki i idealne zwinięcie każdej skarpetki, a następnie przekopywanie waliz już przy pierwszym postoju w poszukiwaniu czegoś potrzebnego natychmiast. Jedna dodatkowa torba, do której będziemy mieć podczas podróży swobodny dostęp i znajdziemy w niej to co potencjalnie może się przydać uratuje nam dupsko. Po prostu. Żelazny skład, absolutne TOP FIVE rodzinnego bagażu podręcznego to:
Ciuchy na zmianę
Ile się w życiu nasłuchaliśmy tych wszystkich mrożących krew w żyłach śmierdzących historii? No sporo, prawda? I nie wiem jak wy, ale ja w nie wszystkie skłonna jestem uwierzyć. Dzieci naprawdę potrafią się ubabrać w każdy chyba możliwy sposób. W każdy! Parę razy zdarzyło mi się ich w tej kwestii nie docenić, dlatego teraz mądra w doświadczenie nie ruszę się w podróż bez awaryjnych ciuchów, do których nie trzeba się przekopywać przez pół bagażnika. Przysięgłam sobie kiedyś, stojąc w pyle na zakurzonym poboczu, że nigdy więcej nie będę wciągać z auta czterech walizek, żeby wydobyć JEDNĄ parę krótkich spodenek na jeden mały, chudy tyłek!
Mokre chusteczki – wynalazek wszechczasów
Może i banał, ale o nich nie można o nich zapomnieć – szczególnie w kontekście punktu powyżej. Panaceum na klejące rączki, usmarowane dzioby i śmierdzące niespodzianki. Nie ma szans, żeby podczas podróży nie poszły w ruch. Nie dość, że doprowadzą do porządku zalepioną lodem paszczę, to jeszcze odświeżą kiedy inna opcja odświeżenia jest chwilowo niedostępna :/ a poza tym co tu dużo gadać, cudownie czyszczą buty, torebki a nawet kokpit w samochodzie ;P. Absolutny MUSTHAVE.
Zabawki
Tu mam bzika, przyznaję. Moi rodzice nie dbali jakoś o to szczególnie. Pakowali suchy prowiant i termos z herbatą – i tyle, a my nudziliśmy się jak mopsy. I tu właśnie upatruję źródła tej mojej szajby. Nie ma to jak własne wariactwa usprawiedliwiać deficytami z dzieciństwa, prawda? Jednak, obiektywnie rzecz biorąc dla kilkulatka siedzenie w jednym miejscu dłużej niż kwadrans to spore wyzwanie, a siedzenie dłużej niż kwadrans bezczynnie to już prawdziwa udręka. Dlatego co roku do tej podręcznej awaryjnej torby pakuję w tajemnicy przed nimi zabawki, drobne niespodzianki, gry, książki i gazetki plus jedną ulubioną, ukochaną zabawkę na głowę. Poniżej macie tegoroczny zestaw zabawek i gier – minus kilka książek. Część już sprawdzona, część sprawdzimy w tym roku.
zabawki podróżne dla przedszkolaka
1. Karty do gry – TIGER 2. Puzzle magnetyczne – Empik 3. Nieśmiertelny znikopis – Allegro 4. Kredki w sprytnym opakowaniu – TESCO 5. Gra łowienie ryb – TIGER 6. Pora na potwora – Dwie siostry 7. Let’s go monsters – Empik 8. Drewniane puzzle – Empik 9. pacynki na palce – TIGER
zabawki podróżne dla uczniaka
1.Scrabble podróżne – Empik 2. Gra podróżna Inteligencja – Granna 3. Notesik/sukienka do kolorowania – TIGER 4. Quiz o świecie – Smyk 5. Komiks – Empik 6. Gra zręcznościowa – TIGER 7. Gra memory flagi – TIGER 8. Story cubes –Empik 9. Quiz rekordy – Empik 10. Kula odpowiadające na pytania – TIGER 11. Komiks – Empik 12. Gry podróżne Magiczny las – Smyk
W ramach sprostowania: nie będę udawać, że moje dzieci w chwilach znużenia grają wyłącznie w scrabble, ewentualnie rysują motylki, albo zaczytują się w literaturze pięknej i w pogardzie absolutnej mają wszelkie technologiczne nowinki, tak bliskie sercom ich rówieśników. Jasne. Podobnie wgapiają się w bajki i gry na tablecie – który zresztą w czasie podróży sprawdza się, co tu dużo kryć – genialnie. Nauczyłam się (i sprawdziłam to na dwóch żywych organizmach), że kilka dodatkowych drobiazgów skutecznie jednak potrafi odciągnąć (choćby na chwilę) ich uwagę od tego kuszącego technologicznego wynalazku, przed którym zginają swe karczki i przez który psują oczęta. Wszystko, to oczywiście kwestia zdrowego rozsądku. Nie trzeba od razu stawać na rzęsach i dziergać czegoś na kształt quiet book , ale przecież zabranie ze sobą jakiejś kolorowej gazetki kupionej w kiosku, albo chociaż dawno niewidzianej zabawki, to naprawdę, żadna filozofia, a szanse, że dzieciak odlepi się od ekranu tabletu rosną. Tak tylko mówię i tak zrobicie jak chcecie.
Znalazłam jeszcze taki prosty w sumie, ale jednocześnie całkiem zmyślny gadżet, który wydaje się być ciekawym rozwiązaniem podczas długich samochodowych podróży. Na pewno przyda się podczas rysowania, albo układania puzzli. Do rozważenia.
1. Zuma Kids 2. Skip Hop 3. Tuloko
Jedzenie i picie
W samolocie, podczas krótkich lotów sprawa jest o tyle prosta, że albo nie zdążymy zgłodnieć, albo dostaniemy posiłek na pokładzie. Mimo wszystko w podręcznym bagażu można zwykle przewozić jakieś przekąski, ale trzeba pamiętać, żeby były szczelnie zapakowane, w oryginalnym opakowaniu, przygotowanym przez producenta. Zawsze dobrze jest wcześniej sprawdzić przepisy celne kraju do którego podróżujemy, tak na wszelki wypadek (klik), a przede wszystkim zapoznać się z zasadami przewożenia mleka i napojów dla dzieci! (klik).
Co do podroży samochodem mamy już właściwie pełną dowolność w tym temacie i choć wiem, że są absolutni przeciwnicy jedzenia w samochodzie, a nawet tacy, którzy twierdzą, że to śmiertelnie niebezpieczne, nie demonizowałabym tego. Bez przesady. Zresztą pisałam już o tym (klik) i osobiście nie wyobrażam sobie, żeby w dłuższą trasę nie zabrać jakichś przekąsek dla dzieci. Głodne pisklęta na tylnym siedzeniu to bankowo podróżnicza masakra. A wszystkim straszącym zadławieniem, czy zakrztuszeniem chciałabym tylko przypomnieć, że zawsze można się przecież na chwilę zatrzymać, żeby spokojnie zjeść, albo zaspokoić pragnienie. Jest to o niebo lepsze rozwiązanie niż gorączkowe poszukiwanie przydrożnej knajpy, przy akompaniamencie burczących z głodu brzuchów.
Do picia w trasę staramy się zabierać wyłącznie wodę, żadnych soków, soczków i gazowanych ulepków. Ostatnio testujemy butelki na wodę z filtrem węglowym, a właściwie Młoda taką butelkę testuje na obozie.
Coś cieplejszego, choćby i kaszmirowy szal
OK. przypięłam się do tego kaszmiru, ale równie dobrze może to być zwykły szal, kocyk, czy po prostu jakaś bluza. Przy wizji letnich podróży, tym bardziej gdzieś w ciepłe zakątki świata wydawać się to może nie do końca poważnym pomysłem, ale warto je mieć pod ręką, kiedy wracając z upalnej Grecji wysiadamy na płycie Okęcia, kiedy dziecko zaśnie w aucie przy rozkręconej klimatyzacji, albo kiedy wyjeżdżając z tunelu Sviety Rok uświadamiasz sobie, że temperatura za oknem spadła o całe 15 stopni (true story!). Taki lekki szal nie zajmie dużo miejsca, waży praktycznie tyle co nic, a w wielu sytuacjach podróżnych po prostu dobrze mieć go pod ręką.
Podoba Ci się tekst, albo zdjęcia, albo jedno i drugie? 🙂 będzie mi miło jeśli zostawisz pod nim komentarz lub udostępnisz go swoim znajomym, a jeśli chcesz być na bieżąco z tym co tutaj wyczyniam możesz polubić fanpage na Facebooku albo Instagram.
Dodaj komentarz