DEKORACJE ŚWIĄTECZNE CD
Moja córka w ramach lekcji historii tworzyła ostatnio drzewo genealogiczne swojej rodziny. Siłą rzeczy była to jednak praca domowa odrabiana kolektywnie. Trzeba było przecież podzwonić po babciach i ciociach w celu pozyskania niezbędnych informacji i danych wrażliwych. Skonsultować z nestorami rodu, kogo, na której gałęzi posadzić. Wypytać o daty urodzin i śmierci przodków. Poszukać odpowiedzi na pytania kim byli, co robili, jak wyglądali i dlaczego pra pra pra dziadek miał cztery żony (true story). Przednia okazja do zajrzenia rodzinnych albumów, prawda? Tych najstarszych i najcenniejszych. Powrót do wspomnień odłożonych na półkę. Wspomnień istniejących już tylko na pożółkłym papierze starych fotografii.
I właśnie podczas takiej podróży poprzez kolejne strony starego albumu moje dzieci widząc swą prababcię w delikatnie rzecz ujmując w nieco innym wydaniu niż to do którego przywykły, najpierw jej nie poznały, potem oniemiały ze zdumienia, a następnie, jak wnoszę po ich minach uświadomiły sobie coś dotąd dla nich abstrakcyjnego totalnie. Nieuchronność upływu czasu.
Dostrzegłam w nich pochylonych nad albumem siebie, tą z kokardą we włosach i w podkolanówkach, która tak samo jak oni dzisiaj kartkowała te leciwe stronice. Wpatrywała się w dziwnie znajome oczy tej samej młodej, roześmianej dziewczyny, na którą oni dziś patrzą. Dziewczyny, której nie dane nam było poznać i zastanawiałam się jaka była i jaki były jej marzenia i jaką dziś byłaby dla mnie babcią i prababcią dla moich dzieci.
A ponieważ jestem sentymentalna do granic możliwości, a może nawet bardziej. W związku z przeziębieniem, które uziemiło mnie w domu, na fali melancholii, którą wywołały pożółkłe rodzinne albumy i majaczące na horyzoncie święta zrobiłam (pomijając kalendarz adwentowy oczywiście) świąteczne dekoracje. Trochę w klimacie vintage, trochę retro. Oczywiście przy tej okazji moja rozbuchana wyobraźnia i chorobliwie romantyczna natura podpowiadała w trakcie tworzenia niezwykłe scenariusze. Ja ten, kiedy suchą jak wiór, pomarszczoną ze starości kościstą ręką zawieszam je po raz pięćdziesiąty któryś na choince, która tak jak i ja ledwo stoi, a w chwilę potem opowiadam małym ludziom (o dziwnie znajomych oczach) o tym kogo i kiedy tu wymalowałam.
I choć niewykluczone, że bardziej pewne jest, że do tego czasu spróchnieją gdzieś zapomniane w pudle wciśniętym w kąt piwnicy, albo o zgrozo tradycja dekorowania świątecznego drzewka zginie zupełnie wyparta brutalnie przez nowe, cyber, tech i Bóg jeden wie jeszcze jakie technologie, ale póki co nie dam sobie tego odebrać. Ani tego drzewka w staromodnej być może szacie, ani tradycyjnych rodzinnych świąt, które uwielbiam.
Dekoracje świąteczne – zawieszki DIY
Wykorzystałam do ich wykonania kawałek białego materiału i niewielkie tamborki (średnica 10 cm), które potraktowałam bejcą, żeby wyglądały na starsze niż są, takie wiecie pokryte patyną, nadgryzione zębem czasu. Zrobiłam dzieciom zdjęcia z profilu, prosząc, żeby nie ruszały się przez ćwierć sekundy – co jak powszechnie wiadomo jest dla nich nie lada wyczynem. Następnie przerysowałam kontury każdego profilu przykładając kartkę a konkretnie kalkę do monitora. Można oczywiście wydrukować zdjęcie, wyciąć dokładnie profil i odrysować go na materiale, ale mnie się po prostu nie chciało. Wykorzystałam kalkę, za pomocą której odbiłam następnie na materiale kontury profili. Do wypełnienia użyłam flamastra do tkanin.
Dodaj komentarz