ZMIANA DEKORACJI NA FERIE
Potrzebujemy stabilizacji, bo ona daje nam poczucie bezpieczeństwa, bez którego z kolei żyje się raczej cieżko. Dlatego lubimy te nasze domowe pielesze, ten nasz ulubiony kocyk, znajomy kubek, zaprzyjaźniony ręczniczek i umiłowanego pilota do telewizora. Wydaje się, że moglibyśmy tak trwać nieustannie w formule: praca-dom i że wszystko byłoby wtedy z nami dobrze. Otóż nie byłoby. Prędzej, czy później sfiksowalibyśmy zupełnie, albo trafiłby nas szlag i tyle. Człowiek potrzebuje zmiany, odmiany i różnorodności, żeby nie zgnuśnieć, nie zdziczeć, nie zdziwaczeć. Od czasu do czasu trzeba wyleźć ze swojej skorupy, przeciągnąć się solidnie i spróbować czegoś nowego. Zakosztować jakiejś zmiany. Nie twierdzę, że trzeba od razu zmieniać męża, ale jakaś zmiana dekoracji raz na jakiś czas przyda się każdemu. Można iść na łatwiznę i zmienić fryzurę, albo garderobę. Obciąć włosy, kupić nowe ciuchy i parę nowych butów. Można pojechać po bandzie i dokumentnie przearanżować dom. Zamienić garaż z salonem, kuchnię z sypialnią, salon z bawialnią, pralnię z jadalnią a stonowane szarości zastąpić jadowitą purpurą. Oczywiście wszystko zależy od fantazji i zasobności portfela. Wszystko można, tylko czy warto? Osobiście postulowałabym za umiarem. Bo o ile parę nowych ciuchów w szafie nie zaszkodzi, o tyle purpura na ścianach może być już naprawdę problematyczna, a nawet toksyczna dla związków i wszelkich rodzinnych relacji.
Zamiast malowania ścian i wydawania fortuny na nowe ciuchy lepszym pomysłem jest chyba jednak tymczasowa zmiana dekoracji. W myśl zasady: mieszkasz w górach – jedź nad morze, mieszkasz przy plaży leć na południe. Zmień otoczenie, krajobraz, ludzi i menu. To jest chyba bardziej jednak zasada mojego męża niż moja, bo ja dość mocno jestem przywiązana do tego ulubiongo kubka i kocyka, ale te argumenty o odświeżającej i dobroczynnej roli zmiany, nawet taka zagorzała domatorkę jak ja przekonują. A skoro już tak sie składa, że mamy daleko i nad morze i w góry, to jest w czym wybierać i coś wybrać rzeczywiście wypada i ze względu na dzieci i ze względu na nasze zdrowie psychiczne. Bo przecież kiedy nadchodzą ferie i szkoła zamknięta na cztery spusty, dzieci siedzą w domu, nudzą się, marudzą i doprowadzają nas i siebie nawzajem do stanów ostatecznych. W ogóle każdy, a już w szczególności każdy kto małolatów w domu posiada powinien przynajmniej raz w roku wynieść się na parę dni z domu, zmienić scenografię zupełnie. To powinno być obowiązkowe, a może wręcz gwarantowane odgórnie i zapisane w Ustawie Generalnej. Jechać trzeba po prostu dla zdrowia, choćby na kilka dni, albo na weekend. W nowych okolicznościach przyrody, zwykła herbata smakuje niezwykle, niewielki pokój nagle dziwnie wszystkich zbliża, a cały dzień spędzony na świeżym powietrzu procentuje spokojnym i niczym niezmąconym snem. No prawie zawsze.
Dlatego i my na parę dni zmieniamy dekorację. Odnajdujemy się w zupełnie innej scenografii i żyjemy według innego scenariusza. Rezygnujemy z rutyny. Staramy się udowodnić dzieciom, że potrafimy żyć bez telewizora, tabletu, kapci i ulubionego kubka i że w sumie całkiem fajni z nas ludzie. Czy warto i czy takie budowanie wyjątkowych wspomnień w niecodziennych dekoracjach kiedyś zaprocentuje, to się jeszcze okaże.
Dodaj komentarz