WIĘCEJ NIŻ GADŻET
Piękna, złota jesień wyjątkowo nas w tym roku kusi i wabi. Przyzywa na łono przyrody. Aż żal siedzieć w domu, szczególnie kiedy przed nami kilka zimowych miesięcy, podczas których spacery, jak znam życie ograniczymy jak zwykle do niezbędnego minimum.
Jednak, nie wiedzieć czemu…
…pomysły na piesze wycieczki, rodzące się w naszych starczych głowach nie zawsze spotykają się z entuzjastycznym przyjęciem. Jakoś dziwnym trafem nasze dzieciaki nie pałają w przeciwieństwie do nas wielką miłością do długich spacerów po parkach. Nie przepadają za leśnymi włóczęgami, czy przechadzkami po ogrodach dendrologicznych. Nieustannie zadziwia mnie to, że wciąż potrzebują jakichś nowych bodźców, stymulantów, impulsów do kolejnych zabaw, zadań, zawodów, gadżetów. Spacer sam w sobie niespecjalnie im wystarcza. Może to kwestia czasu, choć niewykluczone, że ten typ już tak po prostu ma. Być może kiedyś nauczą się kontemplować naturę w ciszy i skupieniu, zatopieni we własnych myślach, przestaną skakać po kamieniach i ścigać się nieustannie, a może nie. Pożyjemy zobaczymy.
W każdym razie przywykliśmy już, że naszym rodzinnym eskapadom często towarzyszy marudzenie, jęczenie, narzekanie na nudę i podejrzanie szybko „bolące nóżki”, ale nie tym razem o dziwo. Tym razem młodzież wręcz wychodziła z siebie, nie mogąc doczekać się kilkugodzinnej eksploatacji arboretum (sic!). Wszystko za sprawą tego oto królika z kapelusza.
Mała rzecz, a cieszy, choć muszę przyznać, że podchodziłam do nich trochę jak do jeża. Radiotelefony, krótkofalówki, walkie – talkie, jak zwał tak zwał zdarzały się już i u nas w domu i na gościnnych występach. Jak dotąd były to jednak modele totalnie zabawkowe. Takim wiecie – dość kiepskiej jakości, choć nie do końca tanie niestety. Dzieciaki bawiły się nimi, a raczej próbowały się bawić, bo dziadostwa zdecydowanie za szybko się rozsypywały. Ostatecznie zamiast frajdy były niepotrzebne frustracje i żale. Do tych też podchodziłam ostrożnie.
Tymczasem…
te radiotelefony NIE SĄ plastikowymi, tandetnymi zabawkami. To jak się okazuje całkiem solidny sprzęt. Zapewnia swobodną komunikację i łączność do 4 km! Ok, może profesjonalny ratownik górski właśnie się zakrztusi z wrażenia, ale dla nas to w zupełności styknie. Po za tym już wiemy, że przeżyją niejedno, niezaplanowane lądowanie na ziemi i inne chwile grozy – sprawdziliśmy – a jednocześnie nie kosztują miliona monet, żebyśmy dostawali palpitacji za każdym razy kiedy sięgnie po nie dziecko, a wiadomo, że sięgnie. Ich niewielki rozmiar pasuje zresztą do niewielkich rączek. Są proste, intuicyjnie w obsłudze. Jak widać, do tego stopnia, że pod okiem niezbyt ogarniętej technologicznie matki obsługiwać je zdoła nawet czterolatek. Dodatkowo można je UWAGA spersonalizować za pomocą naklejek. To szczególnie przydatna opcja przy dwójce, wojującego o WSZYSTKO rodzeństwa.
Według mnie – po naszych wstępnych testach – sprawdzą się fajnie podczas rodzinnych wypraw, wszelkich leśnych eskapad, biwaków (o ile mąż mnie na taki zaciągnie), kempingów, grzybobrań, plażowania nawet i górskich wycieczek rzecz jasna. Poza tym co tu dużo kryć, zabawy w policjantów i złodziei, tajnych agentów służb specjalnych, nie zapominając o strażakach (strażak Sam wiadomo!), nabierają przy udziale takiego sprzętu zupełnie innego wymiaru. Wrzucamy do plecaka na następną wyprawę.
Testowaliśmy radiotelefon Motorola TalkAbout T42
Radiotelefon Motorola TalkAbout T42
w telegraficznym skrócie:
- zasilanie bateriami AAA
- zasięg w zależności od warunków i ukształtowania terenu do 4 km
- bez opłat za rozmowy
- wyświetlacz LCD z podświetleniem
- zaczep do paska
- ostrzeżenie o zużyciu baterii
- naklejki do personalizacji
- dobry stosunek jakości do ceny
Dodaj komentarz