TRENDY WNĘTRZARSKIE W POKOJACH DZIECI – PROJEKT DIY
To brzmi trochę jak fanaberia. Nie przypominam sobie, żeby moi rodzice przywiązywali jakąś szczególną uwagę do odcienia narzuty na moim łóżku. Nie zaprzątali też sobie specjalnie głowy kształtem biurka, ani tym bardziej jego kolorem. Zasłony i inne tekstylia w tym dość eklektycznym wnętrzu były również mocno przypadkowe. Dekoracje, które pamiętam, sama, ku ich rozpaczy przyszpilałam do tapety w zupełnie nie dziecięce wzory. Pokoje moich koleżanek też nie należały do wnętrzarskich perełek. Właściwie ta nasza dziecięca przestrzeń prywatna wpasowywała się idealnie w ówczesne dorosłe trendy wnętrzarskie, a przynajmniej nie odbiegała od nich zbyto. Wczesne lata dziecięctwa spędzałam zatem w otoczeniu meblościanek, regałów na wysoki połysk, pikowanych puf, wersalek a nawet półkotapczanów. Pokój dziecka w tamtym czasie wyglądał praktycznie tak samo jak reszta mieszkania z tą tylko różnicą, że znaleźć w nim można było jakąś piłkę, kolejkę, a przy odrobinie szczęścia nawet lalkę z Pewexu. Potem otworzyliśmy się na świat i pokoje dziecięce zaczęły wyglądać jak faktycznie przeznaczone dla maluchów. Trendy wnętrzarskie w pokojach dzieci przyniosły nam serie okleinowych mebli z pasującymi do siebie łóżkami, biurkami i szafami. Dziewczynki zamieszkały w pokojach wymalowanych na różowo, spały pod różową pościelą i stąpały po różowych dywanikach, a chłopcy, bez względu na zainteresowania co wieczór odpływali w objęcia Morfeusza spod narzut w kotwiczki i pasiastych zasłon ewentualnie pod piracką banderą. Niestety moi rodziciele uznali wówczas, że ja już za duża jestem na księżniczkowo-różowy pokój, a nawet gdybym się uparła mój brat dzielący ze mną przestrzeń tych kilku metrów kwadratowych zapewne rozpocząłby strajk głodowy z tego tytułu, a o karkołomnym łączeniu klimatów księżniczkowych z marynistycznymi moi rodzice nawet słyszeć nie chcieli.
Od kilku lat trendy wnętrzarskie w pokojach młodocianych żeglują niezmiennie w stronę skandynawskich klimatów, co mnie osobiście bardzo cieszy bo w takim właśnie stylu urządzać będę przyszłe pokoje moich dzieciaków. Wprawdzie coraz częściej nie mogę oprzeć się wrażeniu, że tak jak kiedyś te tapczanpółki i identyczne dywany wystane w kolejce upodobniały do siebie pokoje większości koleżanek z klasy, tak teraz, choć mamy szersze możliwości i większy wybór, te same designerskie krzesełka i identyczne tekstylia sprawiają, że pokoje dzieci znowu stają do siebie bliźniaczo podobne. Taka moda.
Być może faktycznie troska o trendy wnętrzarskie w pokojach dzieciarni to zwykła przesada i przerost formy nad treścią, a dzieciom wystarczy po prostu wygodne łóżko i właściwie dla ich wzrostu dobrane biurko. Kwestia doboru odpowiedniego odcienia narzuty, czy kształtu półeczki wydaje się być zupełnie niepotrzebną stratą czasu, a wręcz przegięciem. Jakbyśmy nie mieli innych problemów, prawda? A jednak coraz więcej uwagi poświęcamy dziecięcym pokojom, dekorujemy je i dopieszczamy. Moja fascynacja tym tematem trwa od dawna. Nasiliła się naturalnie odkąd sama mam dzieci i wciąż niepokojąco narasta. Może faktycznie dziecięce deficyty księżniczkowych dywaników i różowych ścian mi teraz na stare lata wychodzą. W każdym razie staram się tym moim małolatom stworzyć tutaj małą (nawet bardzo małą przynajmniej na razie) wyspę szczęśliwości i już doczekać się nie mogę kiedy dane mi będzie umościć im docelowe gniazdka.
Ostatnio podczas maniakalnego przeglądania internetowych inspiracji w oko wpadły mi tego typu rogate (i nie tylko) dekoracje, choć przyznam, że są równie urocze co kontrowersyjne. Można śmiało powiedzieć, że ten oto przedstawiciel rogacizny stanowi (nieżywy wprawdzie), dowód na to, że i mnie zdarza się ślepo podążać za trendami szczególnie w kwestii dekorowania pokoju dzieci. Brakowało mi tutaj takiego cudaka, a jako niepoprawna Zosia-samosia postanowiłam go wykonać własnoręcznie i tak też zrobiłam. Po zupełnie bezkrwawym polowaniu zawisł majestatycznie na ścianie. Małolatom się podoba, a Wam?
Dodaj komentarz