WALENTYNKI – CZY NAM JESZCZE WYPADA?
Walentynki, takie banalne i tandetne z tym całym serduszkowym anturażem, piórkami, miłosnymi wyznaniami, trafiające idealnie do mdlejących z miłości małolatów, wydają się być wysoce niestosowne w przypadku dorosłych, poważnych ludzi, którzy na codzień zamiast z wichrami namiętności zmagają się z katarami, kredytami, deadlinami i Bóg wie z czym jeszcze. Jakieś tam pluszowe serduszka pasują do tej naszej dorosłej codzienności jak kwiatek do kożucha.
Bo jak tu stanąć w drzwiach z dyndającym na wstążce puchatym serduszkiem, słodkopierdzącym misiaczkiem, albo inną durnostojką w tym klimacie, nie tracąc jednocześnie na godności, kiedy jest się poważnym biznesmenem, księgowym, kontrolerem lotów, czy takim nie przymierzając taksówkarzem. Jak tu wyskoczyć w bieliźnie z serduszkiem na tyłku kiedy na codzień jest się poważną prawniczką, surową matematyczką, czy wycierającą gluty matką polką? Czy tym wszystkim starym małżeństwom z krótszym lub dłuższym stażem wypada już tylko patrzeć z pogardą na te pluszowo-plastikowe dowody miłości dostępne od ręki w każdym supermarkecie i prychanie na wszystkie inne bardziej wymyślne pomysły celebrowania tego nakręcającego komerchę święta?
Mam nadzieję, że nie, bo to oznaczałoby, że nie wypada nam już całować się na czerwonym świetle, kiedy siedząca na tylnym siedzeniu córka przewraca na ten widok oczami, że nie możemy już trzymać się za rękę, bo trzeba przecież pchać wózek, albo targać siaty i że nie potrafimy już patrzeć sobie w oczy, bo musimy teraz mieć na oku nieprzewidywalnych nieletnich. A przecież teraz, kiedy nie jesteśmy już małolatami ze stadem motyli w brzuchu, znamy prawdę, której oni jeszcze nie posiedli. Wiemy, że miłość to trzymanie się za rękę nie tylko w kinie, ale też w takich sytuacjach, o których człowiek nie chce potem pamiętać, że miłość to też pranie gaci, wynoszenie śmieci i mieszanie jarzynowej, chodzenie rano na palcach tak żeby ona mogła jeszcze chwilę pospać, wrzucenie do koszyka jego ulubionych pestek słonecznika, bieganie do sklepu po jej tampony i pranie jego koszul. Nam niepotrzebne są pluszowe sereduszka, zostawiamy je dla innych mdlejących jeszcze z miłości, ale wykorzystując Walentynki jako pretekst, podrzucimy dzieci do babci, a sami ruszymy gdziekolwiek byle przed siebie, byle całować się na czerwonym świetle, trzymać za rękę i patrzeć sobie w oczy. Od nas tylko zależy jak często i w jaki sposób będziemy obchodzić Walentynki, plastikowo raz w roku, czy w dresach i bez pudru, prawdziwie każego dnia.
Na dowód, że w Walentynki serduszka naprawdę atakują zewsząd, moje dzisiejsze odkrycie. Jak widać romantyczna miłość może nas dopaść w najmniej oczekiwanym momencie, choćby podczas zwykłego, prozaicznego obierania ziemniaków na niedzielny obiad. Voila! Love is all around 😀
Dodaj komentarz