SNY NA POZIOMIE – ŁÓŻKO PIĘTROWE DLA DZIECI
Od kilku lat fascynuje mnie zjawisko matek, ale również i babć i opiekunek, które spędzają na placu zabaw długie godziny, wypełnione beztroskimi pogaduszkami, wertowaniem kolorowych pisemek i ogólnie pojętym relaksem. Osobiście nigdy nie doświadczyłam relaksu, albo chociaż względnego komfortu na terenie tego typu obiektów. Widok bandy dzieciaków uczepionych czego się tylko da, zwisających z drabinek, zaplątanych w liny, wiercących się, biegających, bujających się na wszystkim co chybotliwe jakoś nie napawa mnie spokojem, a wręcz przeciwnie.
Ilekroć młodzi zaciągną mnie w te dzikie rewiry, wzrasta mi poziom stresu, a zmysły się wyostrzają. Za każdym razem przeżywam coś w rodzaju ataku paniki, jakby ktoś wypchnął mnie na sam środek wybiegu dla szympansów, przy czym dwa spośród nich wyglądają jakoś dziwnie znajomo.
Obraz mojej córki zwisającej głową w dół z dziwnej konstrukcji nie pomaga się wyluzować, a przemieszczający się w zawrotnym tempie syn doprowadza mnie po pierwsze do oczopląsu, po drugie do skrętu szyi. Kiedy ona domaga się, żebym z zachwytem oglądała jej fikołki, gwiazdy i salta, które nota bene wywołują u mnie palpitację serca, a jednocześnie on wciąż znika z mojego pola widzenia mam ochotę wygarnąć tym wszystkim naukowcom, którzy z uporem maniaka twierdzą, że aktywność ruchowa dzieci wpływa na rozwój umysłowy, społeczny i emocjonalny tychże. Aktywność, czy raczej nadaktywność ruchowa moich dzieci wpływa przede wszystkim na moje emocje i to w sposób destrukcyjny niestety.
Tym bardziej ryzykowny wydaje się pomysł, który ostatnio zaświtał w mej głowie. I tak wiem, być może strzelę tym sobie w stopę, no ale trudno. Inne rozwiązanie, nie bardzo wchodzi w grę. Przynajmniej na razie. Otóż prędzej czy później, a raczej jednak prędzej niż później powinniśmy wymienić łóżeczko Młodego na coś większego. Wprawdzie nie istnieją niby jakieś sztywne terminy co do obowiązku pozbycia się z domu niemowlęcego łóżeczka, jednakowoż jak sama nazwa wskazuje trochę przypał, że wciąż w nim śpi i zanim te coraz dłuższe nogi i większe stopy zaczną wystawać poza szczebelki warto rozważyć jakieś opcje.
Łóżko piętrowe to prawdopodobnie jedyny możliwy wariant, który można zrealizować na tak skromnej powierzchni. Korci mnie, żeby kupić takie, które będzie można kiedyś podzielić na dwa niezależne łóżka. Coraz więcej jest już takich wersji na rynku, a takie rozwiązanie mogłoby się nam bardzo przydać w przyszłości. Ciągle się jednak biję z myślami. Przeszukuję internety i zachwycam się niektórymi cudami. Jestem pewna, że dzieciaki oszalałyby z radości, a jednocześnie gdzieś z tyłu głowy mam widok Młodej zwisającej z niego głową w dół, Młodego wspinającego się bez opamiętania po drabince i trochę mi w związku z tym słabo.
Generalnie na względnie zdrowy rozum umiarkowanie histerycznej matki, której zaświtało łóżko piętrowe w pokoju dzieci – wymyśliłam, że:
- powinno być extremalnie stabilne;
- koniecznie musi mieć barierki ochronne na obu poziomach, na górze w odpowiednio wysoką;
- odległość między dolnym, a górnym łóżkiem nie powinna być mniejsza niż 1 metr;
- drabinka musi tak zaprojektowana, żeby korzystanie z niej było jak najwygodniejsze i przede wszystkim bezpieczne (wszelkie sznurkowe drabinki i tego typu podobne wynalazki odpadają);
- fajnie, gdyby można je było rozłożyć na dwa niezależne łóżka;
- przydałyby się szuflady na pościel.
Oprócz tego, że bezpieczne powinno też być ładne – wiadomo. W końcu to nie jakiś tam niepozorny mebelek, tylko bądź co bądź potężny kawał mebla.
Jakieś pomysły na to na co jeszcze sprawdzić, na co jeszcze zwrócić uwagę? Ktoś coś?
***
Podoba Ci się tekst, albo zdjęcia, albo jedno i drugie? 🙂 będzie mi miło jeśli zostawisz pod nim komentarz lub udostępnisz go swoim znajomym, a jeśli chcesz być na bieżąco z tym co tutaj wyczyniam możesz polubić fanpage na Facebooku albo Instagram.
Dodaj komentarz