KOLEJNE URODZINY KOLEJNY TORT
Jako domorosły i co tu dużo kryć samozwańczy, nadworny cukiernik, czy raczej nadworna cukiernica przerobiłam już w swojej dziesięcioletniej karierze przeróżne motywy przewodnie imprez i dekoracji tortów. Były więc biedronki, żaglówki, Smerfy, wozy strażackie i wyścigowe. Byli piraci. Był Harry Potter, Olaf i cała banda Angry Birdsów. W wersji dla dorosłych popełniać mi się zdarzało seksowne pielęgniarki, półnagich mięśniaków, garnitury, krawaty i damskie kibicie przyodziane w niegrzeczne gorsety. Tak to już jest drodzy Państwo, kiedy się pokaże światu, że się ma dwie ręce i coś tam się mniej lub bardziej potrafi. Świat się przyzwyczaja, że przecież skoro umiesz, to możesz. I zanim się obejrzysz oczywistym staje się fakt, że zrobisz.
No wiec ja pokazałam kiedyś tam nieśmiało, że jak chcę to w sumie umiem i teraz już pozamiatane. Sama sobie oczywiście ten bicz ukręciłam i nadal go kręcę. Szczególnie we własnym domu i z okazji urodzin własnych dzieci. I chociaż, nie powiem, korci mnie czasem, żeby zlecić to zadanie komuś, albo o zgrozo kupić gotowca, to ostatecznie i tak od lat piekę i dekoruję. Każdy jeden tort na każde kolejne ich urodziny. Gdybym miała znaleźć coś na usprawiedliwienie tego szaleństwa, to przychodzi mi do głowy tylko to, że jest to zajęcie ekstremalnie kreatywne. Pewnie dlatego nie potrafię tak po ludzku odpuścić. Tak, tej wersji właśnie zamierzam się trzymać.
Tort kaktusowy powstał z okazji 10 urodzin cudownej, zielonookiej, miłośniczki kaktusów – najfajniejszej dziewczynki jaką znam. Wszystkiego najlepszego córeczko!!!
PS: Biszkopt upiekłam jak zwykle z tego niezawodnego przepisu. Dodałam dwie, czubate łyżki kakao, żeby był ciemnoczekoladowy. Nasączyłam go gorzką herbatą z sokiem z limonki. Masa to bita śmietana i mascarpone z cukrem pudrem. Truskawki w bonusie. Kaktusy powstały z masy cukrowej. Większość została przymocowana za pomocą wykałaczek i patyczków do szaszłyków. Rozsypana ziemia, na której rosną to rozgniecione, kakaowe herbatniki.
Dodaj komentarz