PIERNICZENIE BEZ SKRUPUŁÓW
Wczoraj wreszcie trochę posypało. Nadzieja na białe święta odżyła. Niestety sypało tak nieśmiało, że dziś zamiast śnieżnobiałego puchu jest breja. Sama się sobie dziwię, skąd we mnie tyle żalu i tęsknoty za zimą. Nie poznaję się. Ja zmarźluch pierwszej wody tęsknię za śniegiem, za czerwonymi nosami i trzaskającym mrozem. Nie lubię takiego grudnia, który nie przymierzając bardziej marzec przypomina. Jakoś te choinki i świecidełka z pozbawioną bieli aurą mi tu nie konweniują zupełnie. Cały ten świąteczny klimacik pasuje do tej pogody jak pięść do nosa.
A mnie się marzą święta w zasypanym śniegiem domu, z ogniem tańczącym w kominku, w domu pachnącym drewnem i piernikami.
Z tego uroczego obrazka mogę sobie jedynie wyczarować pierniki, bo ani drewnianego domu z kominkiem niestety nie posiadam, ani śnieżnych zasp pewnie usypać nie zdołam.
Zasada jest prosta. Pierniczków robimy dużo. Bardzo dużo. Wycinamy, ozdabiamy, pożeramy i cały proceder powtarzamy bez skrupułów przez cały grudzień. W końcu jakoś trzeba sobie zrekompensować święta bez śniegu. A nawet jeżeli w końcu sypnie, to przynajmniej będziemy o krok bliżej tego uroczego, wymarzonego, świątecznego obrazka.
Przepis na te pierniczki znalazłam w zeszłym roku, przerobiłam go lekko na własny użytek i jak na razie jestem mu wierna. Mogę go szczerze polecić. Pierniczki wychodzą miękkie i odpowiednio przechowywane, długo zachowują świeżość.
Pierniczki: (około 50 sztuk)
- 2 szklanki mąki pszennej
- 3 jajka
- 3/4 szklanki cukru pudru
- 100 gram masła
- 1 łyżka kakao
- 2 łyżki przyprawy korzennej
- 1 łyżeczka sody oczyszczonej
- 4-5 łyżek miodu
Masło rozpuścić i ostudzić. W misce połączyć przesianą mąkę, cukier, kakao z sodą, przyprawą korzenną. W drugim naczyniu wymieszać jaja, z rozpuszczonym masłem i miodem. Wszystkie składniki połączyć i wyrobić ciasto. Ciasto powinno być elastyczne. Jeżeli za bardzo się klei do rąk, dodajemy jeszcze trochę mąki, ale ostrożnie, żeby z tym nie przesadzić. Gotowe ciasto rozwałkowujemy na grubość ok 5mm nie mniej. Wycinamy pierniczki i pieczemy je w 180oC na blasze wyłożonej papierem do pieczenia przez ok 8 minut. Mniejsze pierniczki nawet krócej. Upieczone studzimy na kratce i dekorujemy.
My z Młodą zaszalałyśmy z lukrem. Szklankę cukru pudru wymieszałyśmy z 3 łyżkami gorącej wody i dwiema łyżkami soku z cytryny. Powstały w ten sposób lukier barwiłyśmy barwnikami spożywczymi i bawiłyśmy się w cukierników prawie cały wieczór.
***
Na koniec muszę Was uczciwie ostrzec: pierniczenie wciąga niemiłosiernie. Jeśli poddacie się temu szaleństwu i tak jak my upieczecie ich kosmiczne ilości, to radzę część z nich, z szacunku dla własnego dupska, oddać komuś w prezencie.
Dodaj komentarz