ZESTAW RATUNKOWY NA OBOZOWE SMUTKI I TĘSKNOTY
Nadchodzi pora na pierwszy wyjazd dziecka bez rodziców. Ten moment, kiedy trzeba wysłać dziecko w świat. Puścić tę pulchną rączkę i pozwolić, żeby nauczyło się życia bez nas. Tak wiem powiało dramatem, ale takie jest życie. Na szczęście w naszej rzeczywistości dzieje się to etapami. Nikt nam przecież tego dziecka z objęć nie wyrywa jakoś przedwcześnie i kategorycznie. Żłobek, przedszkole, potem szkoła w miarę stopniowo dają mu coraz więcej i więcej okazji do wykazania się samodzielnością. A nas, co tu kryć, oswajają z tą nieuniknioną rozłąką.
Przedszkole i szkoła to jest jednak nic moi drodzy w porównaniu z pierwszym obozem, kolonią, czy biwakiem bez mamusi i tatusia. Te parę godzin w placówce szkolnej to jest Pikuś w zestawieniu z tygodniem, albo dwoma nawet w dużej grupie dzieciaków, w której trzeba sobie znaleźć miejsce. To jest nic w konfrontacji z samodzielnym poradzeniem sobie w sytuacjach, w których dotąd mieliśmy wiernych i oddanych pomocników.
PIERWSZY WYJAZD DZIECKA BEZ RODZICÓW TO JEST TEST NAD TESTY PROSZĘ PAŃSTWA
I nawet super zorganizowany, zaplanowany w najdrobniejszych szczegółach wakacyjny wyjazd dziecka, z milionem atrakcji, ze świetną, profesjonalną kadrą opiekunów może nas zaskoczyć i to bardzo. Kiedy nagle po kilku dniach względnego spokoju, które tylko utwierdzają nas w przekonaniu, że oto zrobiliśmy dobrą wychowawczą robotę, które usypiają naszą czujność, wmawiając nam, że wyposażyliśmy dzieciaka we wszystkie niezbędne narzędzia, dzięki którym radzi sobie bez nas lepiej niż świetnie, odbieramy ten dramatyczny zalany łzami telefon. I pęka nam serce, bo słyszymy zasmarkane dziecię, błagające, aby je zabrać teraz, zaraz, natychmiast… bo tęskni. A przecież to dobrze, że tęskni. To normalne i zdrowe. Martwiłabym się raczej, gdyby nie tęskniło zupełnie.
Mimo wszystko, to remedium na obozową tęsknotę spędzało mi sen z powiek. Kombinowałam ostro, żeby wpaść na coś co może złagodzi tę cholerę, choć trochę. Kiedy Młoda wyjeżdżała na swój pierwszy obóz schowałam w jej walizce sekretny notes. Ukryłam w nim różne rozśmieszajki, pocieszajki i kilka naszych zdjęć, żeby mogła do niego zajrzeć kiedy zatęskni. Wtedy podziałało. I chociaż teraz być może już niczego takiego nie potrzebuje na wszelki wypadek znowu w sekrecie zapakowałam jej do walizki specyfik własnej produkcji na ewentualne wywołane tęsknotą dolegliwości. Tylko teraz jak się tak zastanawiam ten zestaw ratunkowy na obozowe smutki to chyba jednak bardziej wyraz mojej przedwczesnej tęsknoty za nią a nie odwrotnie.
Dodaj komentarz