SŁODKI LISTOPAD
To co się teraz dzieje za oknem nie pozostawia nam już zasadniczo żadnych złudzeń. Możemy się pożegnać z nadzieją na melancholijne spacery po zalesionych terenach wyświeconych złotem i wymalowanych królewską czerwienią. Możemy zapomnieć o szuraniu liśćmi w rozchełstanych płaszczach i niedbale zarzuconych szalikach. Po tym suchym szeleście została już tylko liściasta breja. Zatem, żeby za parę tygodni z powodu deficytu słońca nie skończyć przypadkiem w psychiatryku należy bezzwłocznie podjąć środki zaradcze.
Słyszałam, że niektórzy zalecają w tym jakże trudnym i ponurym okresie wzmożoną aktywność fizyczną. Zwolennicy tej jakże ryzykownej teorii twierdzą uparcie, że taki zwiększony wysiłek wyzwala endorfiny, dotlenia i w ogóle jest ponoć zbawienny nie tylko dla naszych talii, ale i generalnie rzecz ujmując wszelkich wnętrzności. I jasne, miałoby to nawet sens, gdyby nie fakt, że taka aktywność po pierwsze męcząca jest, a po drugie człowiek się przecież spoci jak się tak namacha. Wylezie potem taki zapocony na te jesienne chłody, wietrzysko mu mokre plecy schlasta i wilgotne skronie przewieje, a potem wiadomo. Kaplica. Po co tak ryzykować ja się pytam?
Czyż nie rozsądniej, zamiast wbijać się w obnażające wszystkie naszych ciał niedoskonałości elastyczne wdzianka by z bandą obcych ludzi pocić się gdzieś na macie, ratować zdrowie psychiczne w zgoła przyjemniejszych okolicznościach? Miast wąchać swoje i cudze wydzieliny w pogoni za szczęściem, a właściwie za szczupłym tyłkiem, nie lepiej napawać się rozkoszną wonią podgrzewanej na wolnym ogniu śmietanki z wanilią? Nie przyjemniej bez pośpiechu i bez zadyszki układać gruszki na aksamitnie kremowej masie? Może i nawet poświęcając płaskość swego brzucha wleźć z kimś ukochanym pod koc i bezczelnie ignorując mokre ciemności za oknem zajadać wspólnie to obłędne ciasto, kawałek po kawałku. A co tam, nawet głośno przy tym mlaszcząc. Takie środki zaradcze to ja rozumiem.
W przypadku wystąpienia jednakowoż jakichś wyrzutów sumienia, czy wątpliwości zawsze można przecież wyciągnąć z szafy – jakże adekwatne o tej porze roku – przepastne swetrzyska, obszerne kardigany, luźne narzutki, poncza, oversizowe tuniki, czy inne namioty. One niczym idealni partnerzy w zbrodni pomogą zatuszować te nasze słodkie grzechy. Tak na wszelki wypadek gdyby się na ten przykład okazało, że waniliowo pachnące kalorie nie pójdą nam jednak w biusty, czy w bicepsy lecz w biegunowo odmienne rewiry. Niestety w tym przypadku, jak w przypadku każdej innej skutecznej terapii liczyć się trzeba z ewentualnymi skutkami ubocznymi. Takie życie.
TARTA Z MASCARPONE I GRUSZKAMI
ciasto:
- 1 szklanka mąki
- 1/2 kostki zimnego masła
- 3 łyżki cukru
- 2 łyżeczki soku z cytryny
- szczypta soli
- łyżeczka cynamonu
- 1 jajo
masa:
- ok. 200 ml śmietany kremówki (niepełna szklanka)
- 250 g serka mascarpone
- 5 łyżek cukru
- 1 laska wanilii (ziarenka)
- 2-3 gruszki
Mąkę wymieszać z cukrem, solą i cynamonem. Masło pokroić w kostkę i zagnieść z mąką. Do powstałej kruszonki dodać sok z cytryny i jajo. Wszystko razem zagnieść, zawinąć w folię spożywczą i schłodzić w lodówce przez ok. 30 min.
Formę na tartę wysmarować masłem. Ciasto rozwałkować i przełożyć na formę. Nadmiar obciąć. Z resztek ciasta można uformować ozdobny rant (ale nie trzeba 😉 Formę wstawić do nagrzanego do 200 oC piekarnika na ok 10 – 15 minut do lekkiego zrumienienia.
Śmietankę zagotować z cukrem, dodać ziarenka wanilii i serek mascarpone. Mieszamy do uzyskania gładkiej, aksamitnej masy.
Masę z mascarpone po wystudzeniu wylać na ciasto. Na wierzchu ułożyć kawałki gruszek. Całość wstawiamy do piekarnika i pieczemy w 200 oC przez ok. 20 min. Wystudzić, schłodzić w lodówce (najlepiej przez całą noc). Na wierzchu zetrzeć kawałek gorzkiej czekolady.
***
Podoba Ci się tekst, albo zdjęcia, albo jedno i drugie? 🙂 będzie mi miło jeśli zostawisz pod nim komentarz lub udostępnisz go swoim znajomym, a jeśli chcesz być na bieżąco z tym co tutaj wyczyniam możesz polubić funpage na Facebooku albo Instagram.
Dodaj komentarz