URLOP NA TALERZU
Znakomita większość naszych znajomych już dawno zaplanowała tegoroczny urlop. Mało tego oni gdzieś tak od stycznia mają już zarezerwowane hotele i rozpracowane w szczegółach podróże wraz z trasami dojazdu. Jak co roku zresztą. I jak co roku my w tej kwestii odstajemy. Jakoś nie potrafimy się zmobilizować, żeby z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem zaplanować wakacji. Nigdy nam się ta sztuka nie udała. Wręcz przeciwnie nawet. Brylujemy w zostawianiu decyzji o wyjeździe na absolutnie ostatni dzwonek, a nawet o zgrozo jesteśmy przodownikami w wyjazdach spontanicznych, w ciemno, nawet bardzo daleko, nawet z małym dzieckiem, a ostatnio nawet z dwójką dzieci. Właściwie odwołuję to. To nie my w tym brylujemy, tylko kolega małżonek. Jakimiś swoimi sztuczkami mnie mami i ostatecznie przekonuje, że to będzie naprawdę wspaniała wyprawa, taka z gatunku tych niezapomnianych, że wszystko da się ogarnąć po drodze i ogólnie będzie super, a potem pakujemy auto po dach i jedziemy z okrzykiem Hej, przygodo! na ustach.
Zasadniczo jak dotąd udawały nam się te spontany. Z wyjątkiem jakichś niewielkich niedociągnięć rzeczywiście zawsze dopinaliśmy wszystko na bieżąco. No ale umówmy się to żadne w końcu wielkie osiągnięcie, skoro nie był to, jak na razie przynajmniej, urlop spędzany na afrykańskiej sawannie, czy w brazylijskiej dżungli.
W każdym razie od kilku tygodni kolega małżonek jak nigdy wcześniej planuje (!?) nasz tegoroczny urlop, aż z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Przegląda trasy i porównuje cenniki. Umyślił sobie zabrać nas na wakacje pod słońce Toskanii, a przy okazji dokonać jeszcze jakiejś karkołomnej objazdówki i ten cel poniekąd zawładnął jego umysłem. Nie chcę być złym prorokiem, a wzgórza Toskanii jak najbardziej mnie do wyjazdu zachęcają, jednak obawiam się, że z tych planów nic nie wyjdzie niestety i czeka nas wyjazd, być może nawet nie do słonecznej Italii, a nad zimny Bałtyk co najwyżej. Zresztą wyjazd spontaniczny i w ciemno, jak co roku. Póki co, żeby oszczędzić sobie rozczarowań staram się nie jarać tym jego pomysłem za bardzo, i pewnie właśnie w ramach tego zdroworozsądkowego podejścia serwuję dziś na obiad melanzane con mozzarella e pomodoro, czyli w wolnym tłumaczeniu nasz przyszły i mocno niepewny urlop na talerzu.
Bakłażan zapiekany z mozzarellą pomidorami
Składniki:
- 1 spory bakłażan
- ser mozzarella (ja wykorzystałam 2 opakowania po 125g sera mozzarella Sottile Gusto)
- suszone pomidory (zużyłam 8-9 szt.)
- szklanka dobrego przecieru (u mnie pomidory własnoręcznie przecierane latem przez moją osobistą teściową HA!)
- 2 ząbki czosnku
- pół łyżeczki oregano
- pół łyżeczki bazylii suszonej
- szczypta pieprzu cayenne
- bazylia świeża
- sól
Bakłażana umyć i pokroić w plastry, rozłożyć na talerzu i posolić. Odstawić na kwadrans, żeby się spocił. W tzw. międzyczasie pokroić suszone pomidory, wycisnąć czosnek, pokroić ser w plasterki, wymieszać przecier z przyprawami i odrobiną soli. Plastry bakłażana odsączyć, delikatnie posmarować oliwą z zalewy z suszonych pomidorów i przesmażyć z dwóch stron na suchej patelni. Następnie nasmarować je wyciśniętym czosnkiem i układać w lekko natłuszczonym żaroodpornym naczyniu, przekładając na zmianę plaster bakłażana, suszonymi podmidorami i plasterkami mozzarelli. Całość zalać przecierem pomidorowym i zapiekać w 150 oC przez 35 min.
Dodaj komentarz